Byłam
psychiczna.
To
śmieszne gdy przyglądam się temu z tej perspektywy. Jak to mówią
"Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Widocznie źle
się usadowiłam, przenośnie oczywiście.
Spisałam
wszystko w małym notesiku. Każdy dzień opowiadał coś innego,
zawierał inne uczucia i przemyślenia. Niestety wszystko prowadziło
do jednego. Do miłości. Po kilkudziesięciu latach mój dziennik
odnalazła pewna młoda Warszawianka tam gdzie go ukryłam. Czyli pod
jedną z desek podłogowych. Dzięki temu mogę Wam wszystko
opowiedzieć.
6
kwietnia wypuścili mnie z psychiatryka na tydzień. Pierwszy raz od
kilku lat stwierdzili, że mój stan psychiczny jest na tyle dobry,
że nie zrobię sobie krzywdy i po tygodniu wrócę na kolejne
badania. Czekałam na te wolne dni od dłuższego czasu. Każdy dzień
miałam idealnie dopracowany i zaplanowany. Jak to ja, musiałam coś
ominąć i czegoś nie przewidzieć. Miłość. Wkradła się do
mojego idealnego planu i próbowała go zrujnować, ale sprytnie jej
umknęłam.
Pierwszy
dzień
Od
razu gdy wypuszczono mnie ze szpitala udałam się do parku.
Chodziłam tam gdy byłam mała i miałam problemy z uzależnieniem
od alkoholu. Wyobraźcie sobie sześciolatkę nie mogącą utrzymać
równowagi z nietrzeźwości i błagającą o chociaż krople
czystej. Matka mnie tego nauczyła. To spowodowało problemy z
mózgiem, które można było zatrzymać tylko 20-stoma tabletkami
dziennie.
Siedząc
na jednej z odnowionych ławek, rzucałam kawałki chleba. W mojej
wyobraźni latały tam ptaki; gołębie, wróble; w rzeczywistości
rzucałam chleb obok ludzi, którzy patrzyli na mnie zdziwieni. Jak
wariatka - myśleli i mieli racje. Byłam wariatką.
W
pewnym momencie dosiadł się do mnie wysoki mężczyzna. Popatrzyłam
się na niego rozkojarzona, nie planowałam, że tu usiądzie. Zaczął
opowiadać o swoim życiu. Po pięciu minutach znałam całą jego
historie. Był śmieszny. Z drwiącym uśmiechem na ustach wstałam i
skierowałam się w stronę mojego mieszkania. Myślałam, że się od
niego uwolnię. Kto normalny poszedłby za kimś kto go olewa.
Widocznie on nie był normalny. Lubiłam takich. Weszłam do swojego
lokum i zaczęłam przygotowywać jedzenie. Sobie, nie jemu. Chyba
nie zrozumiał, bo zjadł wszystko co położyłam na stole.
- Smaczne
było. - uśmiechnął się i przetarł ręce. Domyśliłam się, ale
nie nic nie powiedziałam. Cały czas milczałam. - Zatańczymy?
Podszedł
do magnetofonu i włączył głośną muzykę. Przerażona usiadłam w
kącie, podkuliłam kolana i schowałam w nich twarz.
- Nie,
nie, nie! - szeptałam. - Błagam, przestań.
I
przestał. Byłam mile zaskoczona, że mnie posłuchał.
-
Dlaczego mówisz tak cicho? - zmarszczył brwi i położył rękę
na moim ramieniu
- Anioły
nie mogą mnie usłyszeć. Będą chciały mnie ratować i nie
dopuszczą do tego co stać się musi. Anioły mówią, że to co zrobię jest złe. Czasami w nocy klęczą przed moim łóżkiem i
mówią, że świat jest taki piękny. Tak chcą mnie przekonać
żebym nie pope... nie zrobiła tego. - wytłumaczyłam mu kiwając
głową. Tego też nie zrozumiał, bo spojrzał na mnie nerwowo.
Spuściłam
głowę. Czego ja się głupia spodziewałam?! Że spotkam faceta,
który okaże się tym jedynym, który zrozumie każde moje słowo?
Durna. To niemożliwe. Nierealne.
Wyprosiłam
go z mieszkania. Po co mi on był? Skuliłam się w kącie i
słuchałam Birdy lecącej głośno w którymś z mieszkań wyżej.
Zasnęłam.
***-***
Zostawiam Was z tym. Późno, bo rozwaliłam sobie kolano (i spodnie) i leże sobie taka zraniona przez polskie chodniki ;(
Dobranoc ;)
Ojj biedaczyna :c
OdpowiedzUsuńzaczyna się interesująco :3
bardzo mi się podoba <3
czekam na następny :)
zapraszam na nowy blog:
http://bledy-i-pomylki.blogspot.com/
Nadal nie mogę rozgryźć, kim jesteś, ale kurna no, już zaczyna robić się genialnie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to opowiadanie nie będzie łatwe. Ale ja lubię właśnie takie, nawet mimo głównego bohatera:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuńWow!! Zaintrygowało mnie na maksa!!! To się zaczyna świetnie :) Widzę, że główna bohaterka ma problemy ze sobą. Myślę, że niedługo to wszystko się zmien i i szanowny kolega pokaże jej piękno świata :)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM !!!
Paulka